piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział trzydziesty czwarty.

 Piosenka.
[...]

Zapach paliwa? Zimna podłoga na której leżałam? Mocno związane od tyłu ręce? Co sprawiło, że się ocknęłam? Bolało mnie całe ciało, każdy centymetr skóry wołał o pomoc, a głowa pękała od natłoczonych w niej myśli. Jakie pytanie nasunęło mi się pierwsze? Gdzie jestem? Dlaczego śmierdzi tu benzuną? Kto mnie tak urządził? Dlaczego moja suknia ślubna była brudna, dziurawa i już kompletnie nie nadawała się do niczego?
Spróbowałam wstać, a znów cholerny ból przeszedł od kończych dolnych do czubka głowy. Wiedziałam, że powoli musi udać mi się ustawienie się do pionu, więc zwalczyłam słabości i po chwili siedziałam. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu.
Światło padało tu jedynie przez małe okienko, więc wiele nie dostrzegłam. Gdzie ja byłam? W piwnicy? W garażu? Na strychu? I ile minęło od mojego zniknięcia? Godzina? Dzień? Całkowicie straciłam rachubę czasu.
Poruszałam rękoma tak, aby uwilnić się z silnie zaciśniętego sznurka. Kawałek kilki wbił się w skórę i poczułam jak ciepła ciecz spłynęła po mojej dłoni. Cicho syknęłam, ale nie był to ogromny ból.
Poprawiłam się tak, by siedzieć wyprostowana, opierając się o równie zimną co podłoga, ścianę, a głowę schyliłam na dół. Kto mnie tak urządził? Przymknęłam mocno powieki, aby nie wypłynęły z nich łzy i westchnęłam głośno. Opanowanie smutku i żalu nie udało mi się na długo, więc po chwili w pomieszczeniu dało się słyszeć cichy szloch. Nie, nie było to wołanie o pomoc. Bezsilność wobec czekającego mnie losu - owszem.
Słysząc jednak kroki na zewnątrz, uspokoiłam emocje. Poczułam silny ścisk w żołądku i zaczęłam nasłuchiwać. Kroki ustały, a ktoś włożył klucz do zamka i stanowczo go przekręcił. Ostre światło oświetliło mnie, gdy tylko drzwi się otworzyły i odruchowo zamknęłam oczy. Bałam się je otworzyć, gdy drzwi z powrotem były zamknięte, a kroki zbliżały się do mnie i ktoś kucnął przy mnie i ujął ręką za podbródek. Może lepiej udawać nieprzytomną? Martwą?
- Masz mnie za idiotę? - usłyszałam i poczułam, jak zostaję popchnięta na podłogę.
Otworzyłam wreszcie oczy, a osoba której sylwetkę zobaczyłam sprawiła, że miałam ochotę uciekać mimo bólu i związanych rąk.
Światło z okna doskonale oświetliło twarz Borysa, która w skupieniu obserwowała jak ostrzy swój nóż.
- Nie spodziewałaś sie mnie, maleńka? - znów się odezwał, a ja milczałam. Nie chciałam wdawać się z nim w jakiekolwiek konwersacje. Odwrócił głowę w moją stronę i wzrok utkwił w mojej sukni. - Taka ładna sukienka, kto ci ją zniszczył?
Odwróciłam twarz od tego bydlaka, kiedy znów drzwi się otworzyły. Do środka weszła jednak kobieta, która na wolności także przebywać nie powinna, tak jak jej koleżka.
- Kimi, jak my się dawno widziałyśmy - Maryna do mnie podeszła, kucnęła tak jak wcześniej Reznov i uważnie mi się przyjrzała. - Wieki temu. Wiesz, pomyślałam, że warto tę naszą znajomość kontynuować. A ty co sądzisz, Borys?
- Jestem za - zaśmiał się, zapalając papierosa.
Maryna wstała i podeszła do mężczyzny. Porozmawiali o czymś szeptem i Borys wrócił do swojej poprzedniej czynności.
- Dlaczego mnie tu trzymacie? - zapytałam po chwili ciszy. Reznov z Marchenko spojrzeli najpierw po sobie, a potem na mnie i Maryna rozbawiona do mnie podeszła i znów jej głowa pojawiła się na wysokości mojej.
- Już nie pamiętasz, kiedy przez ciebie cierpiałam? - wysyczała, mrużąc swoje niebieskie oczy. - Tak, zapomniałaś jak przyjechałaś do Moskwy i omamiłaś Stefana, a on nawet nie chciał ze mną porozmawiać.
Słyszac te idiotyczne opowieści momentalnie prychnęłam. Zaraz jednak tego pożałowałam, bo dziewczyna ozdobiła mój policzek czerwoną, pulsującą plamą uderzając w niego z otwartej dłoni.
- Jesteś psychiczna - odpowiedziałam, odważnie patrząc w jej tęczówki - dlatego Wanner miał ciebie i twoją chorą miłość daleko gdzieś.
- Panie, zakończcie tę przyjacielską wymianę zdań - przerwał nam Borys, podchodząc do ściany, o którą byłam oparta. - Bo czuję się przez was ignorowany.
- Wypuśccie mnie - krzyknęłam, ale po chwili poczułam się bezradnie. Maryna i Borys śmiali się w głos, a kiedy ostatkiem sił próbowałam jakimś cudem wydostać ręce z silnie zawiązanego sznurka, mężczyzna z całej siły kopnął mnie w brzuch.
- Spróbuj tego jeszcze raz, a pożałujesz. - Znów kucnął bliżej mnie, tak że nasze twarze dzieliły centymetry. - I obiecuję, że do domku już nie wrócisz. A przynajmniej nie żywa.

Piosenka.
Życie jest zbyt krótkie by choćby dbać o nie
Tracę zmysły, tracę zmysły, tracę kontrolę.


Znów nie byłam pewna, czy właśnie dzisiaj był poniedziałek czy wtorek... Czy jest lato, czy już jesień. Wciąż siedziałam w tym przeklętym pomieszczeniu, które już na zawsze zapamiętam. Jak co rano Borys, albo Maryna przynosili mi śniadanie w postaci suchego chlepa i wody, ale nawet się za to nie brałam. Nie chciałam, żeby ucierpiała przy tym moja duma. Nie odzywałam się do nich, cały czas ich ignorowałam, a ta dwójka cały czas ze mnie szydziła, a Borys wciąż mnie bił. Chciałam jednak być silna. Przez ten cały pobyt tutaj myślałam tylko o Aleksie. Świadomość tego, że najprawdopodoniej już nigdy go nie zobaczę, bolała bardziej niż wszystkie ciosy wymierzone przez Reznova. A co z Julką, Georgiem, Stefanem, Andreasem? Tak bardzo za nimi tęskniłam, czując się tym samym okropnie.
- Szukają cię - do pomieszczenia wpadł Borys, w jednej ręce trzymając tackę z moim pożywieniem na cały dzień, a w drugiej gazetę. Momentalnie podniosłam wzrok z podłogi, a Reznov swój utkwił w kartce papieru. Długo wodził po niej wzrokiem i w końcu zaśmiał się w głos, rzucając we mnie brukowcem. - Żałośni są - rzekł, opanowując śmiech. Jego twarz przybrała wyraz, do którego zdążyłam się przyzwyczaić. Złość wymieszana z satysfakcją i wyższością. - Musisz znaczyć dla nich tak wiele...
- Zamknij się -  wymamrotałam ledwo słyszalnie, patrząc na niego z nienawiścią. - Wypuśccie mnie wreszcie z tej cholernej nory! - udało mi się krzyknąć, ale po chwili zaczęłam płakać z bezsilności.
- Mała Kimi się popłakała - zaśmiał się podchodząc do mnie. - Jeśli myślisz, że cię stąd wypuszczę, to się grubo mylisz. Ale w nagrodę dam ci wybór. Wolisz strzał w skroń. - Przystawił mi pistolet po lewej stronie głowy, a ja zadrżałam ze strachu po czym przysunął broń na moją pierś. - Czy w klatkę piersiową?
Widzą strach malujący się w moich oczach, jak i na twarzy, zaśmiał się głośno i odszedł ode mnie parę kroków, zapalając papierosa. Dym wypełnił całe ciemne pomieszczenie.
Niespodziewanie zebrała się we mnie niekontrolowana siła i chęć podjęcia próby ucieczki z tego bagna. Znów zaczęłam szarpać się ze sznurkiem, który mocno był zawiązany, a z dnia na dzień zdawało mi się, że na moich nadgarstkach ów linka zaciska się jeszcze mocniej.
- Suka. - Widząc moją szarpaninę, Borys syknął i po chwili poczułam paraliżujący ból w plecach, gdzie z całej siły kopnął mnie mężczyzna. - Jeszcze raz, a pożałujesz tego szmato. Rozumiesz? - Jego głos było słychać w całym pomieszczeniu.
Nie mogłam podnieść się z zimnej posadzki, a ból rozsadzał mnie od środka. Nie chciałam się jednak poddawać. Nie teraz.
- Wypuść mnie stąd - krzyknęłam ze złością w głosie. Zamiast nagłej dobroci ze strony Rosjanina, której i tak się nie spodziewałam, a gdybym to zrobiła, byłabym kompletną idiotką, znów poczułam ból, tym razem mężczyzna z całej siły uderzył mnie z pięści w twarz. Krew, która powoli ciekła z mojego rozbitego nosa, poplamiła tym samym moją suknię ślubną. Suknię, która powinna być biała i piękna, a zamiast tego jest brudna i podziurawiona przez ciągłe szarpaniny z Reznovem.
Miałam dość.
Ile jeszcze dni, miesięcy, lat tak wytrzymam? Obecna sytuacja na pewno nie wskazywała, że ani Borys ani Maryna nie byli skłonni do szybkiego wypuszczenia mnie na wolność. Dla nich liczyła się tylko zemsta. Ale o co? O prawdę? Siedząc tu już kilka dni, uświadamiałam sobie, że ta dwójka na pewno nie jest zdrowa. Mogłam już stwierdzić to po naszych ostatnich, niemiłych spotkaniach, ale miałam choć trochę nadziei, że oni po prostu się zagubili. Jednak fakty były nieubłagane. Byłam uwięziona w piwnicy przez moich dwóch, żądnych zemsty wrogów.
Po raz pierwszy w życiu w moim życiu naszła mnie myśl o samobójstwie. O nagłej, samowolnej śmierci. Bo jeśli miałabym tak trwać tutaj, z Borysem i Maryną, to wizja śmierci była najlepszym rozwiązaniem.
I nagle przed oczami stanęły mi wszystkie twarze moich przyjaciół i rodziny. Czy oni chcieliby, żebym to zakończyła? Swoje życie? Nie musiałabym nawet odpowiadać na to pytanie, bo odpowiedź była oczywista. Jednak jeśli nie ja je zakończę, to prędzej czy później zrobi to Borys...
Teraz towarzyszył mi tylko przyśpieszony oddech, łzy w oczach i Reznov, jak zwykle siedzący na swoim krześle, ostrzący nóż i mruczący coś pod nosem. Moje uczucia co do niego nadal się nie zmieniły. Nienawidziłam go z całego serca. Jego, jak i Marynę.
A może lepiej, żeby zrobił to Rosjanin? O ile się nie mylę, zawsze chciał to zrobić. Chciał się zemścić za siebie, Marynę i Igora, bo wsadziłam ich do więzienia.
Podniosłam wzrok z podłogi, na której chwile go zawiesiłam. Borys przeszywał mnie wzrokiem, jakby wiedział o czym myślę. Jakby czytał mi w myślach. Westchnęłam, powstrzymując łzy, powstrzymując emocje, które zaczęły nagromadzać się w mojej psychice. Miałam ochotę krzyczeć, by ktoś wreszcie mnie tu znalazł i wypuścił. Ale czy to jeszcze w ogóle możliwe? Czy w ogóle ktoś tędy przejeżdżał, przechodził? Nigdy jeszcze nie słyszałam tu chociaż jednego warkotu silnika... Ani jednego ludzkiego, zupełnie obcego mi głosu.
- Borys - wychrypiałam nagle, trzymając się nadal za obolałe plecy. Ochota na krzyk przeszła mi momentalnie, gdy poczułam w gardle silny ścisk, oraz ogromny ból. Teraz wypowiadanie słów nie było dla mnie łatwe. - Borys, zastrzel mnie - głos załamał mi się, a po policzku spłynęła pojedyńcza łza.
Mężczyzna wstał z miejsca niewzruszony moją prośbą, ani tym, że za chwile będzie miał na sumieniu czyjeś życie. Podszedł do stołu, na którym położony był jego pistolet, jakby czekał na zlikwidowanie mnie od dawna i zręcznie go chwycił. Znów spojrzał w moją stronę, ale teraz przez jego twarz przebiegało tysiące emocji. Od nienawiści, którą od poczatku do mnie żywił, do satysfakcji, że sama poprosiłam go o to, by mnie zabił.
- Jeśli sobie tego życzysz - odpowiedział cicho, ładując pistolet.

* * *
Czas na pożegnania przychodzi nieubłagalnie, ale wiecie co? Tak bardzo nie chcę się z tym żegnać... Nie chcę żegnać się z Wami. I choć czytelników tego (jakże badziewnego) opowiadania mogłabym zliczyć na palcach u jednej ręki, to myślę (znów się powtarzając), że czytelników mam najlepszych. Bardziej pasuje tu słowo miałam, ale pozostał jeszcze epilog, więc nie będę tutaj jakoś się poprawiać.
Zupełnie nie wiem co napisać. A jest co, bo byłam z Kim i Alkiem dobre, bite półtora roku. To nie jest tak po prostu. Wiem, to tylko bohaterowie, w dodatku wymyśleni przeze mnie, przeze mnie wprowadzeni do świata blogosfery i przeze mnie kreowani. Ale patrząc z perspektywy czasu moi bohaterowie dawali mi tyle radości, że sobie tego nie wyobrażacie. 
Tak bardzo chciałabym napisać coś tu sensownego.
Ale ślęczę nad tym już pół godziny i, tak, płaczę.

Myślę, że pod epilogiem napiszę coś więcej. Przygotowałam ciekawostki, które wcale nie są warte uwagi, ale tak miło mi się je pisało i tak cholernie fajnie było sobie powspominać co było przez nowymi szansami i matchballforlove, i jakie emocje mi w tym wszystkim towarzyszyły, że nie mogłabym ich tutaj nie zamieścić.
Więc co?
Ostatnia dedykacja?
Dla Wiktorii, panny upierdliwej, dzięki której rozdział pojawia się właśnie dziś.

'To kiedy dodasz?
Za minutę?
Dwie?
No chyba nie trzy?'

Popatrz, Wiks... to nie Kostek jednak umarł.
Przepraszam.


15 komentarzy:

  1. Nie, nie, nie. To nie może się skończyć tak jak myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wiem o czym myślisz, więc tym trudniej odpowiedzieć mi na ten komentarz :D
      A poza tym, nawet gdybym wiedziała, nic bym nie powiedziała. ;>

      Usuń
  2. Tak, popłakałam się, ale to już wiesz..... Moja miłość do Ciebie przeżywa kryzys, ale to też wiesz XD Nie wiem co mam tu napisać. Oszukalaś mnie! Konstantin żyje, a przecież miał umrzeć i uratować Kim! Kłamajca.
    Ale i tak cię kocham.

    Pozdrawiam i czekam na epilog. Dzień? Dwa? Trzy?
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak Twoja miłość do mojej osoby jest tak silna, że nie potrafisz się na mnie długo złościć. :)
      Ten Konstantin to było tak na zmyłkę. A ty chyba mondrom dziewczynką jesteś, żeby stwierdzić, że o Kostku to już dawno nic nie pisałam i to trochę byłoby dziwne, gdyby tak z ni gruszki, ni z pietruszki wskoczył przez okno do piwnicy Borysa i niczym Batman uratował Kimmy?
      Soreczka :*

      10 stycznia - oficjalna publikacja (chyba, że coś się zdarzy, ale nie przewidują deszczu żab, or something.......)

      Usuń
  3. ooooo ale si porobiło ;O nie może się skończyć tak smutno! i jak długo masz zamiar nas trzymać w tym napięciu?;>

    a po za tym dodasz coś niedługo na drogi-adamie??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tam na adamie nie mogą pisać anonimy.. jak coś :p

      Usuń
    2. Tak jak napisałam wyżej - 10 styczeń.

      Bardzo cię przepraszam. Ogólnie - wszystkich anonimów czytających Adama. Boże. Nawet o niczym nie wiedziałam ;-; (I dziw się tu człowieku, że nikt nie komentuje, a to tylko i wyłącznie twoja wina.....)

      Usuń
  4. Wiesz, to głupie, ale wpisując adres tego bloga w wyszukiwarkę naszła mnie właśnie taka myśl, że Kim zginie, że czytając ten ostatni rozdział będę słyszała gdzieś w podświadomości strzał z pistoletu. To takie okropne...
    Czytałam najpierw matchball for love, kiedy byłam jeszcze ciut młodsza i głupsza, kiedy nie potrafiłam sklecić porządnego komentarza i przede wszystkim - kiedy jeszcze nie znałam Cię tak, jak znam Cię teraz. Jarałam się, mówiąc pospolicie, jak głupia, że ta Kim taka ładna, że ten Alek w końcu się pojawił, a on taki przystojny, siatkarz, skra, wow wow normalnie... Na końcu wszystko się pokomplikowało, a ja byłam taka zawiedziona, bo zawsze uwielbiałam, jak para zakochanych (siatkarz i jego idealna dziewczyna) na końcu "żyje sobie długo i szczęśliwie". A potem nadeszła era nowych szans, byłam taka zachwycona, że się na nie zdecydowałaś; pomyślałam sobie "kurczę, na pewno to ciągnie, żeby połączyć Kim i Alka dozgonną miłością"...
    A teraz zdałam sobie sprawę, jaka byłam głupia i jak bardzo się pomyliłam. Nie wiem, po co piszę tu 'historię mego życia' (:D), bo to Twój blog, Twoje dzieło i Twój koniec (jak to okropnie brzmi), ale chciałam się tym podzielić, bo teraz rozumiem, jakie to wszystko jest kruche. Co z tego, że to tylko opowiadanie, zmyślna historia? Wiem, co czujesz, bo mi też było się trudno rozstawać z blogami i nawet teraz, patrząc jak kończysz tą historię, smutno mi się robi, że tak zawaliłam z moim blogiem. W każdym razie to, co tu stworzyłaś, to przecież życie, to inny świat, ale jakże prawdziwy. Co z tego, że wymyśliłaś sobie teraz scenariusz rodem z filmu fabularnego? To wszystko dzieje się wokół nas, gdzieś tam jest taka Kim i jej niespełniona miłość, gdzieś tam jest wiecznie roztrzepana Julka, gdzieś tam jest jakaś dziewczynka, która przeżywa dziecinną miłość do siatkarza, która nigdy się nie spełni. Bo tak też można zinterpretować tę cząstkę Kim, która się objawia właśnie teraz. Nie wiem, czy tak to się zakończy, ale gdyby rozdzieliła ich śmierć, to przecież wciąż ta miłość będzie, Alek będzie ją kochał i za nią tęsknił, i nigdy już jej nie zobaczy...
    To takie smutne. To, co napisałaś i to, co ja robię. Piszę takie głupoty, a przecież to nie ma żadnego znaczenia w obliczu zbliżającego się epilogu.
    Życzę Ci, a raczej sobie i wszystkim czytelnikom, żeby Aleks wpadł tam i wszystko zakończyło się pomyślnie. Czuję, że tak będzie, że chcesz nas tylko nastraszyć i bardziej zaciekawić. Mam taką nadzieję.
    +piękna piosenka Florence na początku ♥

    podpisano
    głupia Caro i jej jeszcze głupsze refleksje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Caro, Jezu, dajcie mi czas na sklecenie czegoś równie pieprzniętego i porządnego............
      Zw........

      Usuń
  5. COOO?!
    No weź no :C
    Kurcze, teraz żałuję, że mój kocio ma tak na imię, bo "Borys, chodź tu kochany" już nie brzmi tak samo :<
    Tak mi szkoda Kim...
    Wieść o epilogu wcale mnie nie cieszy... :<

    ♥ (mimo wszystko)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że po epilogu wciąż będzie tak brzmieć c:

      Usuń
  6. A ja mimo wszystko uwazam, ze to nie skonczy sie szczesliwie, a epilog bedzie opisywal scene pogrzebu, zalamanego Alka i roztrzesionej Julki... ale to nie oznacza, ze chce zeby tak bylo. W ogole nie chce tego pieprzonego epilogu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bunia, ty tak zawsze jesteś nastawiona negatywnie do wszystkiego i wszystkich, że mi się chce płakać i ta cała zła enegia źle na mnie wpływa ;-;
      Wiesz co?
      Usunęłam negatywny epilog i zaczęłam pisać troszkę bardziej pozytywny, ale sprawiłaś, że i ten usunę i spróbuję odtworzyć ten pierwszy.
      Nikt nie chce epilogu........
      To może ja go w ogóle nie opublikuję....

      Usuń
    2. No taka juz jestem. Stety, albo niestety...
      Ale piszac, ze nie chce epilogu, mialam na mysli, ze moze jeszcze rypniesz z 10 rozdzialow.
      I znow prosze o wybaczenie za bledy. ;)

      Usuń
  7. szkoda że kończysz, bardzo dobrze się czytało.

    OdpowiedzUsuń