- A co ja niby robię? - zapytała pomiędzy jednym oddechem a drugim. - Wyobraź sobie, że nie jestem tu na wakacjach. Nie rozumiem... Jestem ich matką, powinny się mnie słuchać. Andreas, to twoja wina!
Zszokowany chłopak wytrzeszczył na nią swoje brązowe oczy, nie zupełnie wiedząc o co chodzi Julii.
- Moja? - wymamrotał.
- Tak, twoja. Nie potrzebnie z tobą rozmawiałam... - wysapała. - Gdzie jest ten Jezus, do cholery? I Marcin? Właśnie wtedy, kiedy dzieci go najbardziej potrzebują, on się rozpłynął...
- Poszli zrobić ci miejsce w samochodzie - oznajmiłam. Julka znów obdarzyła mnie wzrokiem pełnym mordu.
- Miejsce? Aż taka gruba to ja nie jestem... A jeśli - zawiesiła głos, patrząc swoim pustym wzrokiem na jedną ze ścian. - A jeśli nie wrócę do figury sprzed ciąży? Koniec z siatkówką, joggingiem, koniec ze wszystkim, rozumiesz mnie?
- Oczywiście - odparłam, modląc się w duchu, by Wanner i Marcin jak najszybciej przetransportowali rodzącą dziewczynę do szpitala, bo, szczerze mówiąc, zaczynałam się o nią poważnie martwić.
- Dobrze, że chociaż ty - uśmiechnęła się, po czym znów wykrzywiła twarz w grymasie. - Na atomowy serwis Alka, ja chyba się z nim rozwiodę!
- Uspokój się, zaraz wyjedziecie.
- Zaraz to ja te bliźniaki tutaj urodzę! - wrzasnęła. - Boże, dlaczego to tak długo trwa?
W końcu do sali weselnej weszli długo oczekiwani mężczyźni i od razu skierowali się do Julki.
- Dlaczego to tak długo trwało? Chcesz, żebym odebrała ci prawa rodzicielskie? - krzyczała na męża.
Chłopak przemilczał jednak jej pytanie, z cierpliwością prowadząc swoją żonę do wyjścia.
- On ma z nią milion światów - zaśmiał się Andreas, a ja mu zawtórowałam.
- Ale to nie jest śmieszne - spoważniałam na moment, by znów zanieść się śmiechem.
Cisza przepełniająca wóz Atanasijevića stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. A siedzieliśmy w aucie już dobre piętnaście minut, ja, wgapiająca się w dwie karetki stojące naprzeciw nas, a on, odsuwając i zasuwając szybę. Czym nieco mnie irytował.
- Więc? - zapytał wreszcie, dając już spokój guzikowi i spojrzał na mnie. - Chciałaś porozmawiać.
Przegryzłam wargę, także kierując na niego wzrok. Kompletnie nie wiedziałam jak poprowadzić konwersację, jak się do tego zabrać. Otworzyłam już usta, gdy znów się odezwał.
- To coś poważnego, tak? - zapytał, czym jeszcze bardziej wbił mnie w siedzenie. W efekcie znów zacisnęłam wargi i spuściłam wzrok. Pokiwałam głową.
- Na prawdę teraz chcesz o tym rozmawiać? Julia na górze rodzi, muszę z nią być...
- Myślę, że to jest ważniejsze. - Wyprostował się i skierował wzrok przed siebie. - Powiesz mi, czy mam się domyślać?
- Oczywiście, że ci powiem... Ale nie wiem od czego zacząć - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Wiem, że źle zrobiłam...
Spojrzał na mnie pytająco, a ja, westchnąwszy, opadłam na oparcie fotela i przymknęłam powieki. To o wiele trudniejsze, niż sobie wyobrażałam.
- Nie mogę grać w tym sezonie w Łodzi - oznajmiłam, co przyszło mi nie łatwo, a głos prawie się załamał.
- Dlaczego? - zapytał tylko, a w jego głosie nie dosłyszałam ani jednej nutki jakichkolwiek emocji. Niczego.
- Dlatego, że będę grać w Sopocie.
Znowu nastała cisza. Tyle, że ta była o wiele boleśniejsza, niż ta sprzed kilku minut. Słychać było tylko w oddali sygnał karetki oraz rozmowy osób z zewnątrz.
- Powiedz coś - wyszeptałam, patrząc na niego wyczekująco, ale nic nie składało się na to, by spełnił moją prośbę. Nie patrzył na mnie, lecz na kierownicę i chyba z trudem powstrzymywał emocje.
- Miałaś rację - po kilku sekundach odezwał się, a w jego głosie usłyszałam chrypkę. Chrząknął i odwrócił ode mnie twarz. - Powinnaś być teraz z Julką.
Mijały godziny, a ja wraz z Aleksem i Wannerem czekaliśmy w korytarzu. Każdy z nas miał nadzieję, że poród jak najszybciej się zakończy i, co najważniejsze, wszystko pójdzie po naszej myśli. Nie pomyliliśmy się - po ponad pięciu godzinach z porodówki wyszedł Marcin. Chłopak nie wyglądał zbyt dobrze, i gdy tylko uszedł parę kroków, opadł na krzesło, z wyrazem twarzy, jakby kogoś zamordował. Nie zasypywaliśmy go pytaniami. Daliśmy mu chwilę, by doszedł do siebie, po czym się odezwał.
- To chyba najstraszniejsza, a zarazem najpiękniejsza chwila w moim życiu.
W jednej sekundzie wstał gwałtownie, popatrzył po nas wszystkich i uśmiechnął się szeroko.
- Jestem ojcem! - krzyknął, a jego echo dało się słyszeć w całym pomieszczeniu. Zaśmiałam się po cichu, obserwując reakcję dopiero co upieczonego taty.
Otworzyłam powoli drzwi od sali, w której teraz leżała Julka oraz jej maluszki. Dziewczyna była przykryta białą kołdrą, a widać było tylko jej twarz. Gdy weszłam do środka, podniosła głowę, która wcześniej przytulała się do poduszki.
- Przepraszam. Obudziłam cię?
Julka uśmiechnęła się tylko i pokręciła głową. Podeszłam bliżej, przysunęłam krzesło do łóżka i usiadłam na meblu. Wzrok od razu skierowałam na dzieci, które smacznie spały obok swojej mamy.
- Dziewczynka jest podobna do ciebie - stwierdziłam, przyglądając się nowodkowi.
- Brittany - powiedziała dziewczyna. - A chłopczyk nazywa się Jesse.
- Myślałam, że...
- Daj spokój. Nie sądzisz, że nazwałabym swoje własne dzieci Kunegunda i Ludwik? Skrzywdziłabym je tylko.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny, a potem znów wzrok przeniosłam na dzieci.
- Przeproś ode mnie Stefana i Victorię - powiedziała po chwili. - Zepsułam im ślub. Mieliście rację, powinnam zostać w domu.
- Dobrze, że potrafisz przyznać się do błędu. Mam nadzieję, że Brittany i Jesse nie będą tacy uparci jak ty.
- Owszem, będą. - Wyszczerzyła się.
- No to znowu będziemy mieli ciężko.
- Już nie przesadzaj - zaśmiała się. - Gdybym była inna, byłoby nudno, nie uważasz? A tak, to masz jakieś urozmaicenie.
- Urozmaicenia to ja mam nie tylko z twojej strony - uśmiechnęłam się niemrawo, choć to nie był temat do żartów. - Mylisz, że to już koniec? Mój i Aleksa?
- Nawet tak nie mów! Wypluj te słowa, odpukaj w niemalowane, nie myśl o tym! Czasem mam wrażenie, że to mi bardziej zależy na waszym szczęściu.
- Okłamałam go. I najprawdopodobniej on mi już nie zaufa. - Poczułam łzy w oczach. Pokręciłam głową i spuściłam wzrok. - Nie nadaję się do tego.
- Poczekaj tylko aż wyjdę ze szpitala, czeka cię porządny kopniak. Nie, że ty się nie dajesz... Gdybyś porozmawiała z Aleksem przed podpisaniem kontraktu, teraz byś nie ryczała.
- Zawsze masz rację - mruknęłam. - Nawet wtedy, gdy mówisz do mnie tym pretensjonalnym i obrażającym tonem.
- Ale kiedy inaczej do ciebie nie dociera. Idź porozmawiaj z nim jeszcze raz. Spokojnie.
- Myślę, że on już nie będzie chciał ze mną rozmawiać.
Tak, na pewno będzie chciał.
- Nie dowiesz się tego, póki nie spróbujesz.
Po wyjściu od Julki, która swoją drogą zaczęła pomagać mi w inny jak dotąd sposób, zaczęłam od razu szukać Aleksa.
Nie zajęło mi to dużo czasu, wiedziałam, że wrócił do samochodu. Weszłam do auta i zamknęłam za sobą drzwi.
- Jak czuje się Julia? - zapytał, jakby nic się nie stało, ale wciąż nie raczył mnie spojrzeniem.
- Dobrze.
I choć nie chciałam, żeby brzmiało to tak chłodno, to nie miałam na to wpływu.
- Myślałem nad tym, co mi powiedziałaś - odezwał się w końcu i wzrok skierował na mnie. - Zrozumiałem, że to zawsze ty zawsze ulegałaś moim prośbom.
- Aleks, ja...
- Daj mi dokończyć - uśmiechnął się, co sprawiło, że poczułam ciepło na sercu.- Teraz to ja powinienem przystać na to, co zaproponowałaś. Nie mówiłem ci o tym, bo wtedy wydawało mi się to mało ważne, ale dostałem propozycję od Gdańska. Kiedy byłaś u Julki, zadzwoniłem do trenera Trefla i zgodziłem się, żeby grać w ich klubie.
- Nie musiałeś - całkowicie nie wiedziałam ci powiedzieć...
- Ale chciałem. Dla mnie najważniejszy jest nasz związek, a nie klub, w który, będę grał.
- Dziękuję - wyszeptałam, po czym mocno go uściskałam.
***
Wesołych świąt i udanego Sylwestra! :)
Coraz bliżej końca...
Na Adamie pojawił się rozdział. Ech.
Brittany i Jesse, jak słodko *_*
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet, co tu napisać. Tak mi szkoda, że to wszystko się kończy. Przywiązałam się do Kim, do tej zwariowanej Julki i jakoś głupio się treaz czuję, czytając, że właśnie URODZIŁA bliźniaki swojemu MĘŻOWI. Ona zawsze była taka roztrzepana, nieogranięta, tylko żarty jej w głowie i obrażanie się, a teraz przeszła taką ogromną metamorfozę.
A Kim i Alek...kurczę, chce mi się płakać na myśl, że nigdy nie spotkam kogoś takiego jak On...<3
Metamorfoza zupełnie jak u Brittany, prawda? ;>
UsuńWiesz, że mi to samo przeszło przez myśl? Nie wiem, jaki jest na prawdę, a zakładam, że podobny do 'mojego' Alka, to na serio, mieć przy sobie takiego Atanasijevića... Skarb!
Jak ja to kocham!
OdpowiedzUsuńJak kocham te dzieciaki!
Jak kocham Aleksa!
Boziu.... no kocham to! ;)
Wesołych świąt ;)
K.
Hahaha, cieszę się. :) Ja też ich kocham, szczerze mówiąc... :*
UsuńNawzajem! :3
<3
OdpowiedzUsuńBrittany? ;>
Ale oni są kochani, wszyscy. Zaczyna się układać? No to zaraz coś zepsujesz :D
Ale że Aleks zrezygnował ze Skry i przeszedł do Gdańska... Aww *o*
I choć w ogóle się nie mylisz, to dam wam jeszcze czas do radości z tego rozdziału.
UsuńSkarb, nie chłopak, prawda? ;>
Nawet nie wiesz jak szeroki uśmiech wpłynął mi na twarz podczas czytania ostatniego akapitu. :)) błagam, nie kończ . . . <3
OdpowiedzUsuńA mi wpłynął, jak go pisałam. :) Batdzo bym chciała, ale wszystko się kiedyś kończy...
Usuń