sobota, 30 listopada 2013

Rozdział trzydziesty.

Jak długo będę Cię pragnęła?
 Tak długo jak Ty również będziesz mnie pragnął.
 I o wiele dłużej.
Ellie Goulding - How long will I love you.

Moje przypuszczenia się sprawdziły - za dziewięć miesięcy miałam zostać ciocią! Zaraz po moim wyjeździe Julka zrobiła test ciążowy, który wskazał przyszłej mamie wynik pozytywny. Oczywiście po euforii i radości, która ogarnęła obojga rodziców, przyszedł kryzys.
- Ja się nie nadaję na matkę -  lamentowała mi do słuchawki Białorusinka, gdy ja jeszcze słodko drzemałam.
- Tak, też tak uważam - mruknęłam, jeszcze bardziej przytulając głowę do poduszki.
- Dziękuję ci za wsparcie.
- Ale czego ty się boisz? Masz przed sobą cały rok, żeby przygotować się do roli mamy.
- W sumie masz rację - usłyszałam jak wzdycha. - Ale to nie zmienia faktu, że jednak się nie nadaje.
- Spokojnie, dasz radę - odpowiedziałam, czując zimne dłonie na brzuchu. Wzdrygnęłam się lekko od tego uczucia i spojrzałam na roześmianą twarz mojego chłopaka, który już nie spał.
- Powoli cię już tym zanudzam, prawda?
- Nie, skądże - uśmiechnęłam się do siebie, a po chwili zaczęłam odsuwać od siebie Serba, któremu zebrało się na czułości. - Jeśli będziesz miała jeszcze jakieś problemy, to śmiało możesz do mnie dzwonić,
Znów te lodowate dłonie na skórze.
- Oczywiście, I wracaj do mnie szybko - pożegnała się i rozłączyła.
- Zwariowałeś? - zwróciłam się do chłopaka. - Przeszkadzałeś mi w rozmowie z Julką.
- Za długo z nią rozmawiałaś -  uśmiechnął się, po czym przyssał się do mojej szyi, czule mnie całując.
- Ty idź lepiej zrób śniadanie - znów bez skutku próbowałam się od niego uwolnić ale Serb mocniej zaplótł wokół mnie swoje ręce.
- Nie jestem głodny - odparł, całując mnie w usta.
- Ale ja jestem - jakoś wyswobodziłam się łózka. - Zrób mi pyszne śniadanie, a ja pójdę pod prysznic,
Zaśmiałam się, widząc zawiedzioną minę mojego chłopaka i udałam się do łazienki.

Po orzeźwiającej kąpieli, przeszłam do kuchni, gdzie czekał na mnie stół pełen jedzenia. Aleks kładł na nim właśnie dwa kubki z herbatą.
- Jak chcesz to potrafisz - wskazałam na stół i pocałowałam chłopaka z czułością. 
Śniadanie zjedliśmy w ciszy a kilkukrotnie  czułam na sobie wzrok Serba. Kiedy Aleks posprzątał ze stołu i usiadł na wcześniej zajmowane przez siebie miejsce, w końcu się odezwałam.
- Pójdziesz ze mną na wesele? - zapytałam, a Atanasijević spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, - Za pół roku Stefan bierze ślub i chciałabym żebyś ze mną poszedł.
- Wanner bierze ślub? - zapytał zdziwiony, po czym dopił resztki herbaty. - Niemożliwe.
- Dlaczego?
Zmierzwił włosy dłonią, po czym spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Czyli mam więcej o to nie pytać...
- Jeśli nie chcesz, pójdę sama... Albo znajdę kogoś innego - oznajmiłam, uśmiechając się przesadnie.
Chłopak wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze z płuc.
- No dobrze - odparł. 
- Nie, na prawdę nie musisz, sama dam sobie radę.
Przewrócił oczami, wstał z krzesła i podszedł do mnie. Po chwili poczułam jego dotyk dłoni na moich biodrach, a usta na szyi. W końcu podniósł mnie z krzesła i zaniósł do sypialni, przenosząc teraz swoje wargi na moje.
- Przestań - wysapałam, kiedy zaczął dobierać się do mojego podkoszulka. - Konstantin jest za ścianą.
- A kto każe mu słuchać? - Aleks tylko się zaśmiał. Już chciałam mu odpowiedzieć, ale znów zamknął mi usta swoimi. - To było pytanie retoryczne.

Po kilku dniach spędzonych w Bełchatowie zrozumiałam, że jednak Aleks to ten jedyny. Z nikim nie rozumiałam się tak jak z nim. To, co było między nami, zdawało się przetrwać wszystko. Ale mimo tego, jak świetnie mnie traktował, jak dobrze czułam się przy nim, miałam obawy. Że to wszystko znów pryśnie jak bańka mydlana i w końcu znów zostanę sama.
Piątego dnia pobytu u Aleksandara, młodszy z Serbów zaczął dziwnie się zachowywać. Chodził od jednego pokoju do drugiego bez konkretnego celu, szeptał o czymś z Konstantinem, a gdy pytałam, czy wszystko w porządku, zgodnie chórem odpowiadali, że w jak najlepszym. Wolałam już nie wnikać, co oboje wymyślili, ale bądź co bądź nie dawało mi to już spokoju.
- Nie będzie ci to przeszkadzało, że zostawię cie na chwilę samą? - zapytał wreszcie. Spojrzałam na jego twarz, która jednak nic mi nie zdradziła.
- A gdzie jedziesz? Przecież za dwie godziny masz mecz...
- Muszę coś załatwić - uciekł wzrokiem w podłogę. - W Łodzi.
- No dobrze - odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi. Zauważyłam, że jest jakiś nieswój. Jakby się denerwował.
- Wrócę - podszedł do mnie i pocałował w policzek. - A ty obiecaj mi, że przyjdziesz na mecz.
- Przecież mam już bilet - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
- To dla mnie ważne. Nie zapomnij.

Aleks nie pojawił się w domu po dwóch godzinach, ale gdy dostałam od niego smsa, że zobaczymy się dopiero na meczu, nieco się uspokoiłam. Ale wciąż nie wiedziałam co kombinuje, a coraz bardziej się tego obawiałam.
Gdy nadszedł czas meczu, założyłam na siebie kurtkę i wybiegłam z mieszkania. Jako, że hala Energia była dość blisko, doszłam tam spacerem. Przed wielkim budynkiem czekała mnie niespodzianka, bo przed wejściem stali Julia z Marcinem i najwyraźniej na kogoś czekali. A kiedy Białorusinka uśmiechnęła się w moją stronę, już wiedziałam na kogo.
- Co tu robicie? - zapytałam, gdy wyściskałam ich oboje. Marcin już otworzył usta, ale Julia skarciła go jednym spojrzeniem.
- Olieg kupił nam bilety, nie mogliśmy przegapić hitu kolejki - odpowiedziała szybko, gdy wchodziliśmy do środka hali.
Od razu zajelismy nasze miejsca, po czym wzrokiem zaczęłam szukać Atanasijevića na boisku. Trudno go znaleźć nie było;  siedział na parkiecie i się rozciągał.
- I jak się czujesz? - zwróciłam się do Julki.
- Świetnie. - Poklepała się po brzuchu z uśmiechem. - Mamy już nawet imiona, wybrane oczywiście demokratycznymi wyborami, czy coś takiego... Jeśli to będzie dziewczynka, a na pewno tak będzie, nazwiemy ją Kunegunda, po mojej kochanej babci Guni. No a jeśli, nie daj Bóg, chłopak, to dostanie imię po dziadku Marcina - Ludwik.
- Mamy jeszcze dziewięć miesięcy do obgadania tych imion - uśmiechnął się jej mąż, a Julia nagle spochmurniała. Widząc jak przewraca oczami, od razu się odezwał. - Nie chcę, żeby mój syn nazywał się jak płyn do mycia naczyń!
- I nie będzie się nazywał, bo urodzę dziewczynkę - zaprotestowała dziewczyna, wciąż trzymając się za brzuch. Z rozbawieniem słuchałam ich rozmowy, gdy na boisko weszły już obie drużyny, by się zaprezentować.
Później mecz trwał w najlepsze. Już na początku pierwszej partii Bełchatowianie wypracowali sobie bezpieczną pięciopunktową przewagę.
- Pamiętasz nasz pierwszy wspólny mecz na Podpromiu? - zagaiła Julka, gdy drużyny schodziły na pierwszą przerwę techniczną przy stanie 8:3 dla gospodarzy.
- Tego meczu chyba nie jest trudno zapomnieć - zaśmiałam się. - To właśnie dzięki niemu poznałam Aleksa.
- No a ja... Ekhem... - chrząknęła, drapiąc się po szyi. - Dobry mecz był, prawda, Kim?
Julia wyszczerzyła się do Marcina, który i tak nie wiedział o co nam chodzi. Chłopak popatrzył to na mnie, to na nią ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.
- Okej, cicho, już grają. - Gdy Polak otworzył usta, szybko zmieniła temat.
Z każdą kolejną piłką, zespół z Rzeszowa dorównywał Skrze, a nawet wyrównał wynik i od stanu 22:22 prowadził równą walkę. Niestety, po dwóch dobrych zagrywkach Atanasijevića, Bełchatowianie mieli piłkę setową.
Zaklęłam pod nosem, gdy trener Kowal poprosił o przerwę.
- Komu ty kibicujesz? - zapytała Julka, widząc, jak przejmuję się niepowodzeniem Sovii. - Myślałam, że Skrze.
I choć mój chłopak grał w Bełchatowie, to niespecjalnie lubiłam ten klub. Odkąd Georg zaczął reprezentować barwy Resovii, rzeszowski klub stał się dla mnie bardzo bliski.
- Moje serce na zawsze będzie z Resovią - mruknęłam, wpatrując się w zawodników, wchodzących z powrotem na boisko.
Po przerwie Aleksandar jednak zepsuł zagrywkę, więc z przeciwnej drużyny, na zagrywkę wędrował Olieg. Spojrzał z nadzieją na piłkę i głęboko odetchnął. Zaserwował asa. Drogiego. Trzecia dobra zagrywka.

Mecz zakończył się po ciężkim tie-breaku, z korzyścią dla Rzeszowian, którzy wywieźli z Ula dwa cenne punkty.
- Chodź - niespodziewanie za rękę złapała mnie Julia i pociągnęła w stronę boiska.
- Dokąd? - zapytałam zbiegając wraz z nią po schodach, ale już nie dostałam odpowiedzi, za to usłyszałam głos spikera, który ogłosił, żeby kibice jeszcze pozostali na swoich miejscach. - Co jest?
Dotarłyśmy na płytę boiska, gdzie nadal stali siatkarze. Zdziwiona spojrzałam na Julkę, gdy ta złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się szczerze.
- Ty to masz szczęście - powiedziała i mocno się do mnie przytuliła.
Wypuściwszy mnie z ramion, wskazała na Aleksa, który wyłonił się z grupki Skrzatów, w dłoni trzymając wielki bukiet róż, a w drugiej... Coś.
W pierwszej chwili pomyślałam, że śnię, że wokół mnie odgrywa się nierealny sen. Ale dopiero gdy Aleks podszedł do mnie, a następnie ukląkł, uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest sen, a najprawdziwsza jawa.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - zaczął do mikrofonu, który podstawił mu ucieszony Konstantin, a moje serce zaczęło szybciej bić. - Pomyślałem wtedy, że muszę cie bliżej poznać. A później znów zobaczyłem cię na hali. Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza. I choć między nami bywało różnie, to nadal jesteś dla mnie kimś, kto sprawia mi radość. Dlatego chcę wiedzieć, czy ty czujesz to samo... Kim, kochanie, zostaniesz moją żoną?
Stałam jak ten ostatni słup soli, wpatrując się w jasne tęczówki Serba, nie wiedząc jak otworzyć usta, by w końcu wypowiedzieć jego upragnioną odpowiedź. Musiałam jednak w końcu wydać z siebie jakiś głos, bo wokół mnie dało się słyszeć szmer, a mina Aleksa była już zniecierpliwiona. A może raczej zawiedziona moim zwlekaniem z odpowiedzią?
- Tak - odpowiedziałam krótko, a na hali rozbrzmiał dźwięk oklasków i wiwatów. Ale dla mnie to się nie liczyło. Właśnie teraz stałam na przeciwko mężczyzny, z którym chciałam iść przez życie mimo wszystko.

* * *

Tak właśnie wyglądało pierwotne zakończenie matchball for love, z małymi wyjątkami. 
Znowu zawaliłam z publikacją, ale nie miałam na to czasu. W szkole kompletna masakra, ciągle mamy jakieś sprawdziany i kartkówki ;_; Ale nic, trzeba jakoś to przetrwać do ferii.
No to co? Odliczamy? Do końca zostały jeszcze cztery rozdziały + epilog :)
Tak cholernie nie chcę tego kończyć...

drogi-adamie.blogspot.com
~ zapraszam na mój najnowszy projekt, który chyba jest najszczerszy ze wszystkich.

Pozdrawiam i do następnego! :*

7 komentarzy:

  1. O matko matko matko, jakie to wszystko piękne! Jak cudownie to czytać, kiedy tak się kończy ich przygoda. No może jeszcze nie kończy, ale powoli dobiega końca, jakkolwiek to brzmi :D Szkoda, że zostało raptem pięć notek, przyzwyczaiłam się do Kim i Aleksa, do tej wariatki, Julki, do Wannera, do Tarantuli i tego całego chaosu, haha. Musisz kończyć? A może tak trzecia seria? :3
    Przemyśl to, hihihihi
    całuski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, chaos tu byl duzy :))
      Muszę. Zakończenie jest takie, a nie inne i ono nie pozwala mi na trzecią część, A poza tym nie chcę, żeby to ciągnęlo się w nieskończoność. Na prawdę wyszłaby z tego Moda na sukces, a tego nie chcę,
      Buźki:*
      K.

      Usuń
  2. Słodko! ♥
    Na początku zastanawiałam się jak to będzie z tą "niespodzianką", że Serbowie znowu coś razem knują nikczemnego, ale na szczęście zakończyło się to dobrze, a nawet bardzo dobrze :>
    Kunegunda? Cóż, z tego co kojarzę, to zawsze lubiłaś wyjątkowe imiona :D
    Czekam na resztę, dobrze się układa. Na pewno coś zepsujesz, to byłoby ZA piękne ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kojarzysz. No ale nie pozwolę, żeby dziecko skrzywdzili... Aż taka zła nie jestem :D
      Masz rację. A jak dużo popsuję, to jeszcze zobaczycie. Mam nadzieję, że mnie za to nie zlinczujecie :))
      <3

      Usuń
    2. ja podejrzewam niestety, co też możesz "zepsuć", ale nie będę zapeszała :<

      Usuń
    3. A coz Karolinko moege popsuc, hmm? Jest mnostwo opcji ;>

      Usuń
  3. o ja..no ,no porobiło się . :)

    OdpowiedzUsuń