piątek, 27 września 2013

Rozdział dwudziesty siódmy.


Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy,
 Ważnych jest kilka tych chwil , tych na które czekamy.


- O mój Boże, to jakaś kompletna katastrofa - mamrotała pod nosem przyszła panna młoda, która właśnie siedziała na fotelu fryzjerskim i z miną, jakby zamordowano jej kota, patrzyła na swoje odbicie w lustrze.
- Nie jest tak źle - próbowałam pocieszyć dziewczynę, która chyba jednak załamywała się coraz bardziej, bo przymknąwszy powieki, zaczęła siarczyście kląć w swoim ojczystym języku.
- Przecież nie pójdę tak do ołtarza, chyba sobie żartujesz - prychnęła, obdarzając mnie krótkim, ale treściwym spojrzeniem.
Fakt był jednak nieubłagany - to, co aktualnie przebywało na głowie Julki, ślubną fryzurą nazwać nie można było. Głośno jednak nie chciałam tego mówić, bo Białorusinka i tak była już nie w humorze. A miała do tego bardzo dużo powodów - a to przywieziono bukiety nie takie jak trzeba, a na dodatek limuzyna, którą zarezerwowano dla młodej pary, oświadczyła, że na czas przyjechać nie może. A Julka na fotelu już prawie była bluzka erupcji. Prawie. Powstrzymywała ją tylko zwyczajna kultura. Nie na długo.
- Nie, mam tego dość - podniosła nagle głos, wprawiając tym samym w osłupienie fryzjerkę. - To coś, co gości na mojej głowie już dwie godziny i nie chce ulec zmianie, jest kompletną katastrofą.
- Ale już miałam ją poprawiać, spokojnie - odezwała się piskliwym głosikiem, kiedy Julia gwałtownie wstała z fotela.
- Spokojnie, to mi pani zaraz ściągnie te wałki z głowy, a potem ja, również ze spokojem, wyjdę z tego salonu, uprzednio nie płacąc, a wtedy to już będę oazą spokoju!
Z obawą przysłuchiwałam się tej rozmowie, a raczej wrzaskom mojej przyjaciółki, bo kobieta odpowiedzialna za zupełną włosową katastrofę, stała naprzeciw blondynki i tylko nerwowo  kiwała głową.
- Julia - mruknęłam, patrząc na nią z ukosa, ale dziewczyna tylko nerwowo kręciła głową. Usiadła z powrotem na fotelu, a fryzjerka spojrzała na nią z politowaniem.
- Dzwoń do Natalki i Violi, pobawicie się we fryzjerki. Tylko proszę, bez żadnych wałków i innych pierdoletów.

Stałyśmy za drzwiami łazienki, czekając aż Julia, ubrana i umalowana, wyjdzie z pomieszczenia i będziemy mogły wreszcie wyjechać do kościoła, gdzie zapewne czekało mnóstwo ludzi. Julka siedziała tam już od dobrej godziny, a ja, Violetta, oraz Natalia, żona Aleha coraz bardziej się martwiłyśmy.
Viola zapukała do drzwi.
- Jul, wszystko w porządku? - zapytała.
Opowiedziała nam cisza. Violetta nacisnęła na klamkę, ale drzwi się nie otworzyły. Julia zamknęła się na klucz.
- Otwórz - odezwałam się już nieco zdenerwowana.
Usłyszałyśmy charakterystyczny trzask przekręcania klucza. Natalia otworzyła drzwi, a naszym oczom ukazała się Julia. Ubrana w śnieżno białą, długą suknie ślubną, spojrzała na nas przerażonym wzrokiem.
- Nie pojadę tam - odezwała się drżącym głosem.
Spojrzała w lustro, które wisiało na ścianie i poprawiła kosmyk włosów za ucho.
- Nie masz już wyboru - zaśmiałam się, wchodząc do środka. Poprawiłam falbankę w sukience Julii, która niesfornie się zagięła i sięgnęłam do kosmetyczki po błyszczyk.
- Patrz jak mi się ręce trzęsą - podniosła dłonie na wysokości moich oczu - A jak upuszczę obrączkę? Albo zwymiotuję? Nie, nie ma mowy, nie jadę!
- Ale Marcin już czeka w kościele, chcesz tak po prostu uciec? - zapytałam, patrząc jak Julia nerwowo przegląda się w swoim odbiciu.
- Przecież wiesz, że chciałabym spędzić z nim resztę życia, ale boję się...
- Czego się boisz? - zapytałam.
- Że zaraz się obudzę i to wszystko okaże się tylko głupim snem - westchnęła, odbierając mi z ręki błyszczyk - Obudzę się w łóżku Alka cała zapłakana i okaże się, że dopiero rozstałam się z... Nim.
Od rozstania Julia mało kiedy wymawiała imię Cupkovića. Próbowała zapomnieć.
Z rozbawieniem uszczypnęłam Julkę w ramię, a dziewczyna odskoczyła przestraszona.
- Zwariowałaś?
- Nie, ale uświadamiam cię w fakcie, że od twojego związku z... Nim minęły trzy lata. Nie śnisz i właśnie jesteś spóźniona na własny ślub.
Zaśmiała się.
 - Daj spokój, jestem najważniejszą osobą na tej uroczystości, więc beze mnie ślub się nie odbędzie - musnęła pędzelkiem wargi i, z uśmiechem na twarzy, odwróciła się w naszą stronę - Drogie panie, jestem gotowa.

Wyszedłszy przed dom wzrokiem zaczęłam szukać swoich dwóch przyjaciół, których jednak Julka zaprosiła na swój ślub. Przed naszym domem zaparkowany stał wielki, czarny Cadillac należący do Andreasa. Sam właściciel auta stał o niego oparty.
- Nie ma Stefana? - Podeszłam bliżej Dredziarza, a ten w odpowiedzi pokręcił głową.
- Nie mógł przyjechać - rzekł. - Kazał cię przeprosić. Ciebie i Julkę. Musisz zrozumieć, ma dużo pracy.
- Czasem zastanawiam się, dlaczego nie znalazł sobie pracy gdzieś bliżej - mruknęłam, opierając się o samochód dokładnie tak samo jak on.
- Chce oddać ci te pieniądze jak najszybciej - powiedział, zakładając ręce na piersi.
- Ale mówiłam już, że nie musi mi ich oddawać. Nie są mi potrzebne.
Andreas zaśmiał się głośno i spojrzał na mnie rozbawiony.
- Znasz go. A poza tym, to spodobało mu się w tych Stanach.
- I nie mów, że zostanie tam na zawsze - mruknęłam z obawą, ale chłopak wzruszył ramionami, czym w ogóle mnie nie uspokoił.
Naszą rozmowę przerwała Julia, która, już całkowicie rozluźniona, wyszła z mieszkania.
- O, hej Tarantulko! - przywitała się z Andreasem, któremu od razu zrzedła  mina.
- Obiecałaś, że nie będziesz mnie tak nazywała - warknął, a Julka odpowiedziała mu tylko głośnym, melodyjnym śmiechem.
- Okej, jeśli wolisz Małpko, Orangutanie, Gorylu...
- No to zostańmy przy tej Tarantuli - wysilił się na podniesienie kącików ust do góry, więc i Julia odpowiedziała mu uśmiechem.
- Gdzie jest ten twój brat? - zwróciła się do mnie z pytaniem, a ja wzruszyłam ramionami. - Ja ci mówię, zabronię Oliegowi zadawania się z Georgiem.
- Jak możesz mu to zrobić?
- A jak on może robić to mi? Bałamuci Alka, a ja przecież chcę, żeby mój brat był normalny.
- Wiesz, że obrażając Georga, obrażasz też mnie?
- Ale ja go wcale nie obrażam - odpowiedziała, a po chwili usłyszałyśmy stłumiony śmiech Andreasa. - Z czego się śmiejesz, wielki, włochaty pająku?
- Z ciebie - odpowiedział, znów się podśmiechując. - Jednak w tych żartach o blondynkach jest trochę prawdy. Oczywiście w twoim przypadku.
- Gdybym nie była ubrana w tą sukienkę, na pewno rzuciłabym się na ciebie z pięściami. Więc po ślubie masz to jak w banku. - Poklepała go po ramieniu.
- Skończcie już, to przestało być śmieszne - powiedziałam, a w tym momencie na podjazd zajechali nasi bracia. 
- Chyba znów mam wariacje żołądkowe - usłyszałam Julię, która zaczęła głośniej oddychać.
- Julka ma cykora - zaśmiał się Dredziarz, po czym dostał od Julii w ramię z pięści. 
- Ty będziesz miał cykora, jak mnie spotkasz w ciemnej uliczce.

Wyglądała olśniewajaco. Na odkryte ramiona luźni opadały jej blond loki, a długa, biała suknia niedbale sunęła po ciemno czerwonym dywanie. Julia kurczowo trzymała się Alka i widać było, że stawianie kroków przez długość kościoła szła jej z wielkim trudem. Ale gdy wreszcie pokonała długie kilometry i stanęła na przeciw swojego przyszłego męża całkowicie się rozluźniła.
Alek zajął honorowe miejsce obok mnie, czyli miejsce dla świadka.
- Chyba denerwuję się bardziej niż ona - szepnął do mnie, a ja pomyślałam, że to przecież niemożliwe. Gdyby Aleh widział dzisiejszą scenę w łazience, na pewno stresowałby się o wiele bardziej.
- O cholera - usłyszałam z ust Achrema - Chyba zapomniałem obrączek.
Spojrzałam na niego, najpierw z rozbawieniem, ale gdy po rozmacaniu wszystkich swoich kieszeń, zaczął siarczyście kląć w swoim ojczystym języku, patrzyłam już tylko z przerażeniem.
- Jak mogłeś ich nie zabrać?
- Nie, przepraszam - odetchnął z ulgą - Są tutaj.
Wyciągnął z zewnętrznej kieszeni garnituru małe, ale jakże ważne pudełeczko.

- Marcinie Milewski, czy bierzesz tę oto Julię Achrem za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
- Tak. - odpowiedział chłopak.
Złota obrączka zalśniła na palcu Julii.
- Julio Achrem, czy bierzesz tego oto Marcina Milewskiego za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
- Tak. - odpowiedziała Julka.
Tym razem druga obrączka pojawiła się na palcu Marcina.
Dopiero co upieczone małżeństwo spojrzało sobie w oczy, a Marcin z czułością musnął usta swojej żony.

- Ale obiecałaś mi, że zatańczysz ze mną przynajmniej pięć tańców - jojczyła nad moim uchem Julka, kiedy po cichu siedziałam przy jednym ze stołów i zajadałam się winogronem. Miałam nadzieję, że od natłoku myśli i emocji dziewczyna zapomni i mojej obietnicy, ale jak na złość Białorusinka musiała postawić na swoim. A przecież winogron sam się nie skonsumuje. I krzesło będzie takie samotne...
- Przecież wiesz, ze nie umiem tańczyć. - Uśmiechnęłam się przepraszajaco do dziewczyny, która jednak nie chciała o tym słuchać i pokręciła głową.
- Kimi, zrób to dla mnie. - Ułożyła usta w podkówkę, a tego zachowania najbardziej nie lubiłam. Zawsze ulegałam jej tym smutnym niebieskim oczom, które w tym momencie świdrowały mnie na wylot.
Westchnęłam głośno, a Julka wzięła to za poddanie się i pociągnęła mnie w stronę sali. Stojąc już na samym jej środku rozglądnęłam się. Akurat Georg gibał się (bo nie powiem, że tańczył) do muzyki już nieco wstawiony, a jego żona biegała wokół niego, jakby pomyliła atakującego z jedną ze swoich córeczek. Kilka par dalej Marcin tańczył ze swoją młodszą siostrą Magdą, a Alek i Natalia bawili się z małym Igorkiem. Przegryzłam dolną wargę i spojrzałam błagalnie na swoją przyjaciółkę.
- Wyśmieją mnie - mruknęłam jej do ucha, po czym w odpowiedzi dostałam pięścią w ramię.
- Mamy się dobrze bawić. - Uśmiechnęła się. - W końcu moje wesele jest raz w życiu, a na twoje zapewne będziemy musiały jeszcze długo poczekać. Trzy... Z cztery tysiąclecia.
- Nie przesadzaj - zaśmiałam się głośno, a Julka mi zawtórowała. - Na pewno wyrobię się szybciej. Przynajmniej się postaram.
- Nie daj się błagać. Zatańcz ze swoją przyjaciółką... A skąd wiesz, może już nie będziemy miały takiej okazji?
- No przecież na moim weselu zarezerwuję dla ciebie dwa tańce. - Wyszczerzyłam się i Julia porwała mnie do tańca. 
- Sądzę, że Aleks tak łatwo cie nie wypuści - puściła oczko.
- Jesteś przekonana, że to z nim wezmę ślub?
- Nie osłabiaj mnie... A jeśli wrócisz do pana z mopem na głowie, to zapiszę cię do psychiatryka. Na prywatne spotkania.

Nim się obejrzałam huczne wesele stulecia (tak to pięknie nazwała sama panna młoda) dobiegło końca i siedziałam na podłodze w już pustej sali tanecznej, a nogi pulsowały mi z bólu. Nie mogło skończyć się na jednym tańcu z Julią. Szkoda, że teraz moje biedne stopy teraz za to cierpią.
- Zmęczona? - usłyszałam od strony drzwi głos mojej przyjaciółki, która po chwili pojawiła się obok mnie, również siadając na parkiecie.
- Nie, skądże - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. Julka spuściła wzrok i na chwilę nastała cisza.
- Ciągle o nim myślisz? - odezwała się w końcu. - O Aleksie?
- Czytasz mi w głowie?
- Owszem. Ale tak na serio, to widać to po tobie. Jesteś taka zamyślona... Nieobecna.
- Powiedz mi tak szczerze - przegryzłam dolną wargę i spojrzałam na Julkę. - Powinnam do niego wrócić?
- Dlaczego o to pytasz? Myślałam, że to już pewne.
- No bo pewne... Ale mam obawy.
- Nie wymyślaj - zaśmiała się głośno, ale napotykając mój wzrok, zmrużyła oczy. 
- Zawsze gdy z nim byłam, coś nam w szczęściu przeszkadzało. A jeśli teraz też tak będzie? Jeśli znowu coś nas rozdzieli?
- Więc zróbcie wszystko, żeby tak się nie stało. Myślisz, ze ja z Marcinem się nie kłócimy? Kłócimy się. Nawet o to kto w danym dniu ma poodkurzać pokój. Albo o te jego motory, motocykle, Bóg wie jeszcze co on tam ma. - Przewróciła oczami, śmiejąc się pod nosem. - Ale wiesz co nas po tych kłótniach jednoczy? Miłość. Kochamy się i nic nie jest w stanie tego zmienić.
- Wow - uśmiechnęłam się. - Jeszcze nigdy nie usłyszałam z twoich ust tylu mądrych słów w ciągu doby.
- Czasem mam dobre dni - puściła oczko. - Wiesz co mnie jeszcze utwierdza w przekonaniu, że za niedługo to ty będziesz miała sto spraw na głowie związanych z weselem? - zapytała, ale ja wzruszyłam ramionami. - Przecież to ty złapałaś welon!
- No tak, rzeczywiście - zaśmiałam się. - A skąd wiesz, że wezmę ślub właśnie z Alkiem?
- Jak nie z nim, to z kim? - odpowiedziała pytaniem. - Szczerze? Nikt tak do ciebie nie pasuje jak on. Zwłaszcza Andreas - znowu puściła oczko. - A właśnie, gdzie jest Tara... Przepraszam... Gdzie jest Tarantula? Muszę go w końcu pobić.
- Proszę? - wstałam gwałtownie, po tym gdy Julka rozprostowała swoje kości. - Nie uważacie, że to już się robi nudne i dziecinne?
- To od zawsze było głupie i dziecinne - poprawiła mnie. - Ja bardzo dobrze o tym wiem, ale nie wiem, czy on jest o tym poinformowany.
- Dajcie sobie już spokój - zarządziłam stanowczo, ale Julia tylko prychnęła.
- Ale wtedy jest ciekawiej, nie uważasz?
- Nie, Julka. Bądź mądrzejsza, okej? Jesteście dorośli.
Dziewczyna zawiesiła na mnie swój błękitny wzrok, a po chwili wzniosła go do góry.
- Zgoda - mruknęła, zakładając ręce na klatce piersiowej. - Ale jeśli on zacznie wariować, to pozwól mi uderzyć go w twarz, okej?
- W ramię.
- W brzuch.
- W ramię! - zaśmiałam się, więc zrezygnowana Białorusinka kiwnęła głową.
- Dobrze, niech będzie. Widzisz co ja dla ciebie robię? Rezygnuję z planu unicestwienia ohydnych pająków. O cholera!
Widząc jej reakcje, głośno zaśmiałam się, a echo mojego głosu odbiło się od ścian.
- To ile miałaś zapłacić Andreasowi za każdą obrazę w jego kierunku?
- Po dwadzieścia funtów - strzeliła face palma. - Ale nie słyszał tego więc...
- Ale ja słyszałam - wyszczerzyłam się, doprowadzając w ten sposób Julkę do białej gorączki.
- Ty i ta twoja Ta... Twój Andreas jesteście siebie warci. W ogóle to jak możesz mnie wrabiać? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami...
- Owszem, a przyjaciele sobie pomagają. A ja chcę wam pomóc się pogodzić.
Mina Julki mówiła mi już wszystko. Ale nie miała już wyjścia. Wybór pomiędzy zapłatą dla Rasty, a rozejm właśnie z Andreasem był dla niej trudny. I choć Julka skłonna była wybrać ten pierwszy wariant, pomogłam jej jednak, wybierając dla niej opcję z wyciągnięciem ręki do Dredziarza. Dla jej dobra, oczywiście.

* * *

Z góry już chcę was ogromnie przeprosić. Zawaliłam (nie pierwszy raz, ale i chyba nie ostatni...), ale chciałabym, żebyście mnie zrozumiały. Teraz jest ten pieprzony rok szkolny, mam trochę obowiązków, gówniane testy na wejście, już kartkówki, sprawdziany, odpytki... Do tego ta wena i chęć nie chciała do mnie przyjść, nie wiem co się ze mną działo. Miałam tak jakby zastój. I mam nadzieję, że to już więcej się nie powtórzy.
A co u mnie? Z jednej strony ok, wreszcie mogę powiedzieć, że klasa jest całkowicie w porządku, ale z drugiej, mam ze sobą problemy i bardzo jest mi ciężko. Ale cóż. Miłość nie wybiera.
Do tego Mistrzostwa Europy... Jestem totalnie załamana, jak pewnie większość z kibiców. Przegraliśmy... Minimalnie, o przegranej decydowały niuanse, ale jednak. Emocje podczas meczu były niewyobrażalne. Mimo, ze nie było mnie na hali, dosłownie czułam, jakbym była w Gdańsku i ździerała gardło razem z innymi kibicami Biało-czerwonych. Ale może i dobrze, że mnie tam nie było? Rozryczałabym się jeszcze bardziej. Cały tie-break przepłakałam, długo potem też. Tak bardzo jest mi żal chłopaków, Andrei, nas, kibiców... Oddali na boisku swoje serducha, walczyli do końca, a MY do końca z nimi będziemy. Ja na pewno.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć... 
Aha.
Ma ktoś dobry sposób, żeby się nie rozchorować, a co najważniejsze, nie mieć kataru? :) Głupia i niemyśląca Karolina założyła się i teraz jest postawiona w trudnej sytuacji... A ja na serio nie chcę się z nikim pobić ;<

Dziękuję, że ktoś moje wypociny jeszcze czyta... Ale nie zdziwiłabym się, gdyby już większość z was miała mnie dość ;) Także tego... No to do następnego piątku (mam nadzieję).
<3

6 komentarzy:

  1. Jest, jest, jest! ♥
    Kurczę, Julka jest szczęściarą; ma kochającego faceta, świetną przyjaciółkę, brata-siatkarza, cudowny ślub... Siet, też tak chcę :C
    Coś mi się wydaje, że Konstantin jeszcze tu zawita... No ale zawsze jest inaczej niż sądzę, więc... Zresztą zadziw mnie :D
    No i widzisz, przesłałam ci swoją wenę i moja teraz jest w kawałkach, których nie umiem złożyć!
    Hej, pamiętaj, będzie dobrze! <3
    A co do kataru... przyłączam się do pytania, u mnie akurat z powodu "bo przecież do skóry nie pasuje chustka" XD

    Ja tam jakoś nie mam ciebie dość :>

    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie zawalasz, tylko przesadzasz i dramatyzujesz. Jak rozdział pojawia się po dłuższej przerwie to lepiej smakuje...
    No bynajmniej rozdział świetny, tylko szkoda że Alka na ślubie nie było ..
    Wybacz za to co tu piszę, ale nie mam głowy jakoś do niczego ostatnio. W ogóle nie myślę, także ten.
    Pozdrawiam !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny. Nie komentowałam wcześniej ponieważ czytałam te opowiadanie na telefonie, a mój telefon ma różne fazy i raz chcę dodać komentarz raz nie koniecznie. Czekam jak akcja się rozwinie. Kurdę.....Nie wiem czemu ale chcę, żeby Kim była z Tille. Tak mi do siebie pasują ale wiem, że nie będą razem tylko to moja zryta bania. Chociaż jak byś mogła zrobić jeszcze malutki wątek w Tille byłabym zachwycona.
    volleyball-lost-dreams.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział <3
    czekam na następny, mam nadzieje, że Kim będzie z Aleksem :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba każda dziewczyna na świecie chciałaby być taką Julką. No, może nie każda, ale większość.
    A jeżeli chodzi o twoją adnotację to chyba wszystkie teraz mamy chwilę słabości. Każdy ma na swoich barkach rok szkolny czy studencki. Do tego nakładają się też inne obowiązki. Ale mimo wszystko fajnie że i tak znajdujemy jakoś czas, aby się oderwać choć na chwilę od świata rzeczywistego i zawitać tutaj, na blogspocie, prawda?

    Pozdrawiam,
    Camilla. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny,świetny,świetny ! ;D
    Niech oni będą z Alkiem . <3

    OdpowiedzUsuń